środa, 12 grudnia 2012

Metoda dziurawego sera

Po wczorajszym rozleniwieniu mój mózg czuje się tak, jakby był na intelektualnych dopalaczach :) Dał mi dziś takiego kopa do roboty, że musiałam szybciutko wstać, żeby nie ogłuchnąć od jego ponaglającego jazgotu - i proszę nie mylić tego z neurologicznymi problemami! ;) Zgrzytnęłam więc zębami, bo w łóżku milutko - zwłaszcza o szóstej rano! - i wbrew woli protestującego ciała wstałam z łóżka. Poczłapałam do kuchni, nasypałam kotom jedzenie i napiłam się na wpół zaspanej kawy :) A potem biurko, laptopik i Ewunia idzie do przodu :) To, co trzeba było zrobić - zrobiłam, a to, co wczoraj mnie zdołowało - dziś było całkiem błahe i do przeskoczenia :) Także - w ogólnym rozrachunku leniwy wtorek wyszedł dla mnie z korzyścią. Będę o tym na przyszłość pamiętała. Każdy z nas ma w sobie takiego intuicyjnego pomocnika, który delikatnie sugeruje, że czas odpuścić sobie i swoją ambicję odwiesić jednodniowo na kołek. I trzeba tego mądrego towarzysza słuchać i zamiast się na niego złościć,  po prostu z nim współpracować, bo w przeciwnym razie nie wyjdziemy na tym dobrze. Najzwyczajniej w świecie padniemy ze zmęczenia na pysk, a jeśli uda nam się stanąć na rzęsach i WYKONAĆ DZIŚ to zadanie, to być może wcale nie wykonamy go dobrze. Bo zmęczony mózg zawiesi się i zamiast stu pomysłów, podsunie nam litościwie dziesięć. No a wtedy raczej nie ma co liczyć na efektywną i kreatywną pracę. W takich sytuacjach robię w ten sposób, że zamiast zająć się właściwym działaniem, robię czynności, które mnie do tego działania przybliżają. Do czego to Wam porównać. O, na przykład. Musicie na jutro upiec ciasto, ale absolutnie, ale to absolutnie nie macie na to ochoty, a poza tym musicie jeszcze ufarbować włosy, zrobić maseczkę i wybrać/kupić kreację na jutro, no, ale, żeby nie mieć tak całkiem wyrzutów sumienia, to idziecie do sklepu, kupujecie składniki, które na to ciasto są potrzebne i coś już macie zrobione. Rozumiecie? To się chyba nazywa metoda dziurawego sera - takie zapełnianie każdej dziurki po to, by w końcu ser był cały (pomimo tego że z dziurami są najsmaczniejsze). W wersji dla panów - wyobraźcie sobie, że musicie umyć samochód (zapomnijcie o myjniach, może wszystkie są nieczynne), ale i zimno i na piwko by się skoczyło i dzień jest krótki, no i proszę, myć dzisiaj samochód??? Więc podjeżdżacie zachlapaną bryką na stację, kupujecie potrzebne rzeczy i częściowo jesteście przygotowani do jutrzejszej pracy.
Przepraszam, jeżeli komuś moje porównania nie przypadły do gustu, bo i mężczyźni pieką ciasta i kobiety myją samochody, ale chodziło o wytłumaczenie schematu, a nie o seksizm ;)  

Aha! Płyty jednak nie wysłuchałam! Puściłam sobie za to indiańskie klimaty i wieczór całkiem miło zleciał :)
Do jutra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz