wtorek, 25 grudnia 2012

Kot buszujący w choince, czyli niepopełnione świąteczne morderstwo

Nie wiem, czy ktoś z Was ubierał razem z czteromiesięcznym kotkiem choinkę? Hmmm. Trudna sprawa. Rzekłabym nawet, że heroiczna. Moja cierpliwość skończyła się zaraz po rozłożeniu choinki, kiedy Baffi jednym susem na nią wskoczył i trząsł drzewkiem ile wlezie. Żadna znana mi kolęda nie ma tak energicznych taktów, bardziej pasowałyby dźwięki z Bonanzy ;)  To jednak był mały problem, gorzej było, kiedy choinka była już przystrojona… No, wtedy to już było Eldorado, Baffi  z dziką zwinnością  wbiegł na nią, sięgał łapkami do bombek z obłędem w oczach: Moje kulki, moje kulki, moje kulki! A złoty łańcuch z drobnych koralików? Żegnaj stabilny świerku! Ściągnął ten łańcuszek (choinka trzęsła się jak przy wichurze), a potem z koralikami w zębach biegał po całym miszkaniu. Czarny kot ze złotym hałaśliwym trenem…  Uwierzcie, że ma się ochotę takiego psotnika zamordować! Żadne kocie akyszki sprzedawane w zoologicznych sklepach, ani domowe metody – wciry po ogonie – nie pomagały. Kot był silniejszy niż zakazy. W końcu mój czarny Diabeł Tasmański wylądował w przedpokoju i zza zamkniętych drzwi śledził zaniepokojony, czy jego zabawka wciąż tam stoi. Na szczęście, w chwili, kiedy trzeba było siadać do stołu, Baffi słodko spał, bo nie wyobrażam sobie, żeby podczas gwiazdki siedział sam. A co do zwierzęcego północnego dialogu… Każdy z moich kotów milczał…
 
To czarne coś pośrodku, to oczywiście Baffi, a nie puszysta czarna ozdoba ;)



 
A tutaj Kajtek szuka swojego prezentu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz