Nie wiem, czy ktoś z Was
ubierał razem z czteromiesięcznym kotkiem choinkę? Hmmm. Trudna sprawa.
Rzekłabym nawet, że heroiczna. Moja cierpliwość skończyła się zaraz po
rozłożeniu choinki, kiedy Baffi jednym susem na nią wskoczył i trząsł drzewkiem
ile wlezie. Żadna znana mi kolęda nie ma tak energicznych taktów, bardziej
pasowałyby dźwięki z Bonanzy ;) To jednak był
mały problem, gorzej było, kiedy choinka była już przystrojona… No, wtedy to
już było Eldorado, Baffi z dziką
zwinnością wbiegł na nią, sięgał łapkami
do bombek z obłędem w oczach: Moje kulki, moje kulki, moje kulki! A złoty
łańcuch z drobnych koralików? Żegnaj stabilny świerku! Ściągnął ten łańcuszek
(choinka trzęsła się jak przy wichurze), a potem z koralikami w zębach biegał
po całym miszkaniu. Czarny kot ze złotym hałaśliwym trenem… Uwierzcie, że ma się ochotę takiego psotnika
zamordować! Żadne kocie akyszki sprzedawane w zoologicznych sklepach, ani
domowe metody – wciry po ogonie – nie pomagały. Kot był silniejszy niż zakazy.
W końcu mój czarny Diabeł Tasmański wylądował w przedpokoju i zza zamkniętych
drzwi śledził zaniepokojony, czy jego zabawka wciąż tam stoi. Na szczęście, w chwili, kiedy
trzeba było siadać do stołu, Baffi słodko spał, bo nie wyobrażam sobie, żeby
podczas gwiazdki siedział sam. A co do zwierzęcego północnego dialogu…
Każdy z moich kotów milczał…
To czarne coś pośrodku, to oczywiście Baffi, a nie puszysta czarna ozdoba ;)
A tutaj Kajtek szuka swojego prezentu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz