Wspominałam już o lęku przed sukcesem, dzisiaj chcę napisać o tym, że często w drodze do naszego Celu załamujemy się brakiem efektu. Siadamy na
pobliskim kamieniu i z goryczą łapiemy oddech. A jeżeli na tej drodze
mijają nas inni wędrowcy, to gorycz zamienia się w zazdrość… I wtedy koło
samopotępienia zaczyna swój bieg… Wszystko to jest zrozumiałe, sama tak robię -
przysiadam na kamieniach, pod drzewami, czy na mijanych ławkach… Ale potem czas
wstać. Wstać i iść, pomimo tego że ma się już dość, że człowiek rzuciłby to
wszystko w diabły i znowu uciekł pod ciepłą kołderkę lenistwa… Tylko co z tego?
Moralniak wypali nam piętno na całe życie. W naszej podróży najtrudniejsze jest to, że
kiedy ją zaczynamy, to mamy do przejścia tysiące, miliony, miliardy kroków… I
początkowo cieszy nas ten marsz - przecież to coś nowego. Gubimy pierwsze kilogramy, poznajemy
podstawy obcego języka, pozytywnie oceniamy zaczęty przez nas projekt… Tylko że
raptem budzimy się i… no, proszę… - mówimy sobie z ironią - Co to znaczy pięć
kilogramów? Co to znaczy zapis alfabetu chińskiego, czy włoska koniugacja
czasownika 'działać'? Przecież to banał, każdy głupi to potrafi… Mhm… Tak, tylko
że kilkadziesiąt kroków wstecz nie wiedzieliśmy nawet, jak napisać po chińsku
słowo kot (ja nie potrafię, to tylko przykład). Tak na zdrowy rozsądek - skoro
przysiadamy zmęczeni, to znaczy, że kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt kroków
już przeszliśmy, prawda? Skąd więc w człowieku taka potrzeba minimalizowania efektów? Dlaczego zamiast cieszyć się tym, co już osiągnęliśmy, dołujemy się
tym, czego jeszcze nie mamy? Na wszystko przyjdzie czas. Każde działanie ma
swój początek, środek i zakończenie -
jak w dobrej książce ;) A więc dajmy sobie czas na dojście :) a dojdziemy,
gdzie szliśmy :)
PS Z polsko-chińskiego słownika internetowego dowiedziałam się, że kot to māo, a jego zapis wygląda tak:
Mam nadzieję, że ten słownik się nie myli ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz