czwartek, 28 marca 2013

Kołowrotek przeprosin

Przepraszanie - dobre wychowanie, usłużność, czy gwałt na własnej godności? Przeprosiny przeprosinom nierówne, tak jak i sytuacje, w których występują. Czasami trzeba uderzyć się w pierś, schować wstyd za rumieńce i wyszeptać: mea culpa. A czasami, niestety, trzeba trwać przy swoich przekonaniach. Niezłomnie. Zbliżamy się jednak do niebezpiecznej granicy zacietrzewienia: nie przeproszę, bo nie! Z przepraszaniem jest trudna sprawa, czasami sami nie chcemy przed sobą przyznać, że to my zawiniliśmy i idziemy w zaparte. A czasami przepraszamy, chociaż wiemy, że nie mamy za co. I to na tym paradoksie chcę się dzisiaj skupić. No bo skąd ten samobój? Skąd ten autodestrukcyjny mechanizm? Przepraszać, chociaż to mnie powinno się przepraszać? Taka bierność, a może raczej nadgorliwość, bierze się z dzieciństwa - jak większość naszych pokręconych zachowań. Ile razy było tak, że nasi rodzice, dziadkowie, ciocie, albo po prostu - dorośli, mówili nam:  przeproś babcię, będzie jej przyjemnie, ona jest starsza... Nieważne, że babcia nie miała racji, ważne, że była starsza. A dzieci i ryby głosu nie mają, dostają go wtedy, gdy mają przeprosić. I w ten sposób od małego uczymy się zadowalać osoby, które nas skrzywdziły. Bywały też  na pewno sytuacje, w których sami przepraszaliśmy, bo wiedzieliśmy, że inaczej w domu będzie piekło, albo w szkole nauczyciel do końca roku będzie stawiał groźne ndst. I tak to się kręciło. Stworzyły się zaburzone relacje, które procentują w dorosłym życiu. Wycofujemy się z walki o swoją godność, bo nauczeni jesteśmy przepraszać i nikt nie wbudował w nas zdrowego odruchu oceny sytuacji. Jako dzieci burzymy się, zaciskamy piąstki, ale dorośli biorą nas za uszy i stawiają przed babcią. Przepraszamy. Jako dzieci płaczemy w poduszkę, ale rano wleczemy się do szkoły i przepraszamy nauczycielkę, która nas upokorzyła. W dorosłym życiu nawet niekiedy nie zaciskamy już pięści, bo czujemy bólu uszu i sami idziemy... przepraszać. A potem znów dostajemy po głowie i znów przepraszamy. I tak się kręci społeczny kołowrotek, a my z zaburzonym błędnikiem obijamy się o pręty. Hola, hola! A gdzie jesteśmy MY? Czy nie czas ZASTANOWIĆ się nad swoimi odruchami przepraszania? Czy nie czas zastanowić się, czy mamy za co przepraszać? Czy nie czas przepracować wychowawcze błędy naszych rodziców, niewłaściwych pedagogów, czy silniejszych kolegów? Jesteśmy dorośli, mądrzy, samowystarczalni. Mamy własne życie,  własny światopogląd i własne emocje. Nic nie musimy udawać, ani na siłę przepraszać. Musimy tylko, jak zwykle, pracować nad sobą i wyleczyć to, co nam dzieciństwo poraniło. I nie jest to niemożliwe :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz