sobota, 2 marca 2013

Bajka o Smutnym Wędrowcu

Dawno, dawno temu był sobie Smutny Wędrowiec, który szedł do swojego wymarzonego Szczytu.  Wiedział, gdzie on jest, wiedział, jak wygląda, tylko żeby do niego dojść, musiał przejść przez kilkaset malutkich pagórków, górek i gór. Szło mu nawet dobrze, aż któregoś pięknego słonecznego dnia zawitał na Górę Pomidorową. Został bardzo miło przywitany, dostał pieczone pomidory na obiad, pomidorowy sok ze świeżą bazylią, maść na odciski i propozycję zamieszkania na Górze Pomidorowej w zabytkowym domu, gdzie okna wychodziły na Wzgórza Pomidorowe... Czynsz symboliczny, sielskie warunki, zatrudnienie przy - oczywiście - zbieraniu pomidorów. Wzruszył się nasz Smutny Wędrowiec, bo bardzo już był znużony podróżą i z radością przyjął gościnę. Wszyscy się ucieszyli i zaczęło się codzienne życie. Smutny Wędrowiec coraz częściej się uśmiechał i pomimo że nie zapomniał o swoim Szczycie, to coraz rzadziej o nim myślał. Praca była łatwa,  przyjemna, na świeżym powietrzu, więc Wędrowiec dorobił się muskułów, stał się opalonym przystojnym mężczyzną i wszystkie panny marzyły o tym, by wyjść za niego za mąż. Tak minęło kilka miesięcy, a potem lat i nasz Wędrowiec coraz częściej myślał o swoim Szczycie, znowu posmutniał,  stracił nadzieję, że w ogóle wyruszy w podróż, miał już dość pomidorów, znienawidził kolor czerwony. W koszmarach sennych chlupocząco goniła go zupa pomidorowa, keczup i przecier stały się wrogami numer jeden. Było coraz gorzej. Smutny Wędrowiec przestał jeść, panny już go nie interesowały, siadał za to przy oknie i marzył o niezdobytym Celu, aż któregoś dnia obudził się i powiedział DOŚĆ!!! Zbieram pieniążki na pakowny plecak i ruszam na moją wytęsknioną Górę Jabłoniową. Będę codziennie pił jabłkowy sok, jadł ciepłą szarlotkę z lodami i będę mieszkał w pachnącym sadzie... Od razu zachciało mu się żyć! Zaczął jeść, żeby zdobyć siły i spać. Poszedł też do króla Góry Pomidorowej i powiedział Mu, że niebawem ruszy w podróż. Chciał być uczciwy, w końcu wszyscy mieszkańcy Góry Pomidorowej byli dla niego jak prawdziwa rodzina. Król się zasępił, wypytał o powody, westchnął trzynaście razy i powiedział - trudno, oszczędzaj pieniążki, złóż zamówienie do fabryki sprzętu alpinistycznego i idź, ja trzymał cię na siłę nie będę. Podziękował Smutny Wędrowiec za zrozumienie i poczuł radosny spokój. Prawda jednak była taka, że król nie zrozumiał rozterek Wędrowca, w głowie mu się nie mieściło, jak można pragnąć jabłek, kiedy wokół tyle dojrzałych pomidorów. I każdego dnia wypominał Wędrowcowi jego decyzję, może myślał, że ją zmieni? Smutny Wędrowiec nie ugiął się jednak, czekał cierpliwie na zamówiony sprzęt, a po nocach szył buty do długiej wędrówki. Nie żałował, że powiedział królowi o swoich planach, ale wiedział, że na takie wymówki nie zasłużył, bo jego praca przy zbieraniu pomidorów nadal była efektywna... Jaki z tego morał? Chyba tylko taki, że człowieka zawsze dopadnie jego przeznaczenie, a do swojego Celu powinien zawsze iść z godnością, a nie po trupach - bez względu na konsekwencje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz