środa, 17 lipca 2013

Szmaciana laleczka i nietypowe voodoo

Doskonale wiemy, że jeżeli zaniedbujemy swój rozwój, albo swoje zdrowie, albo relacje z bliskimi, to sami robimy sobie krzywdę. Wiemy o tym, ale słabo to do nas przemawia. A poza tym, jak to znowu straszna krzywda nam się dzieje, jeżeli na przykład nigdy nie nauczymy się chociaż jednego języka obcego? No i jakie tam nieszczęście, jeżeli do końca naszych dni będziemy tkwili w niechcianym życiu? Życie to życie, a śmierć to śmierć. Na każdego przyjdzie czas, więc co tu mówić o krzywdzie? Przecież nie tniemy sobie rąk, nie podduszamy się wstrzymywaniem oddechu, nie chodzimy po papierosowym żarze... Niby tak, ale przecież, jeżeli nie czujemy się szczęśliwi, to czyja to wina? Sąsiada? Mamy? Męża? Nic z tego. Jest to nasza wina, że nie jesteśmy zadowoleni z tego, co mamy i nic nie robimy, żeby to zmienić. No i to tak jakoś mało przekonująco brzmi, robię sobie krzywdę. Nic mnie nie boli, łzy tylko czasem płyną. Nie krzyczę z bólu, chociaż czasami z frustracji. Ale też i nie śmieję się pełnią serca, ale zaraz... krzywda? No właśnie, ciężko to sobie uzmysłowić. Wyobraźmy sobie jednak, że mamy w rękach szmacianą laleczkę. Zwykła szmacianka, w kolorowej sukience, ze sterczącymi jasnymi włosami z wełny i z namalowanym farbką pąsowym uśmiechem. Miła rzecz, ot, w sam raz dla dzieci. I teraz wyobraźmy sobie, że za każdym razem, ZA KAŻDYM RAZEM, kiedy pomyślimy o sobie, że jesteśmy nic niewartym idiotą, albo kiedy zasiądziemy na kanapie z torbą ciastek, albo kiedy przetracimy czas na pierdoły, lub kiedy pozwolimy innym na to, aby nami pomiatali, to za każdym razem wbijemy w naszą laleczkę szpilkę. I jakie będzie nasze zdziwienie, kiedy tydzień później zobaczymy metalowe kłębowisko igiełek w naszej pacynce. A to tylko tydzień. I to tylko laleczka. Miesiąc później laleczka będzie cięższa o kilo ostrego złomu. Dorzućmy do tego kolejny miesiąc, mam nadzieję, że znajdziemy wolne miejsca na tę swoistą akupunkturę, jeżeli nie cóż, weźmy dłuższe iły i wbijajmy je pomiędzy szpilki, powinny się zmieścić. I teraz zrozummy, że to MY jesteśmy taką laleczką, tylko że dziurek nie widać na zewnątrz, bo krwawią sobie cichutko w środku. Mam nadzieję, że to porównanie trafia do Was. Do mnie trafiło i mocno mocno mną wstrząsnęło.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz