wtorek, 30 lipca 2013

Opór wewnętrznego dziecka...

Czasami jest tak, że narobimy sobie planów, ruszymy raźno do Celu, nasza wędrówka trwa kilka dni/tygodni/miesięcy, podczas których dajemy z siebie 100% zaangażowania. Jesteśmy jak mały samochodzik, który niestrudzenie jedzie do miejsca przeznaczenia. Jesteśmy z siebie dumni, oczami wyobraźni widzimy siebie na Szczycie i nawet po cichutku, ukradkiem przyjmujemy od najbliższych gratulacje. Aż tu nagle trach! Krok nam słabnie, droga początkowo trudna, ale do opanowania staje się szlakiem niemożliwym do przejścia. Coraz bardziej zostajemy w tyle i oglądamy się za siebie z tęsknotą. Coraz częściej wątpimy w swoje siły i tracimy Odwagę Wędrowca. Tak samo jest ze smutkiem, z tym przygnębiającym strzępem rozpaczy, który dusi nas i niszczy. Na początku naszej wędrówki mieliśmy doskonały humor, a tu nagle uśmiech, zamiast  ozdabiać nam twarz, żłobi na niej cień zwątpienia i bezsilności. Katastrofa. Zaczynamy godzić się z tym, że do Celu nie dojdziemy, że Szczyty są dla Olbrzymów, dla Nieustraszonych Piechurów, dla Urodzonych w Czepku... Nic bardziej mylnego. W którejś z książek o wewnętrznym dziecku przeczytałam, że takie sytuacje są spowodowane tym, że nasze wewnętrzne dziecko stawia opór. Jest przerażone, bo my dorośli my wiemy, gdzie zmierzamy, a ono nie ma tej wiedzy. Nic dziwnego, że pochlipuje ze strachu i zapiera się rękami i nogami. W takich wypadkach trzeba cierpliwie tłumaczyć mu każdy kolejny krok i zapewniać o bezpieczeństwie. Wiem, że to brzmi być może jak schizofreniczny dialog, ale... czy na pewno? Przecież każdy z nas ma takie wewnętrzne dziecko, wokół nas są dorosłe Ewy i malutkie Ewunie, dorosłe Aleksandry i zagubione Oleńki, dorośli Piotrowie i bezradni Piotrusiowie... Warto więc zaopiekować się tym naszym wewnętrznym dzieckiem i serdecznie do niego podejść. Odpowie nam tym samym, a po pewnym czasie przestanie torpedować nasze działania, poda nam rękę i razem pójdziemy do Celu. I dojdziemy, nie mam co do tego wątpliwości :)


1 komentarz:

  1. Malutka i duża Ewo, i ja i ja... dzięki za przypomnienie tematu, dawno dawno temu czytałam książkę o tym ja dorosły, ja rodzic i ja dziecko. I coś w tym kurde jest. Git tekst.
    Pozdrawiam
    Ewa W.

    OdpowiedzUsuń