czwartek, 10 stycznia 2013

Światełko w ciemnościach


Zmiany, zmiany, zmiany... Te wyczekiwane, upragnione i te narzucone, przerażające... Co z nimi robić? Jak wdrożyć je w życie w możliwie najmniej bolesny sposób? Z tymi pozytywnymi raczej nie mamy wiele roboty – poza lekkim lękiem przed nieznanym. Ale co zrobić, kiedy spada na nas grom z jasnego nieba? Kiedy zatyka nas z zaskoczenia albo kiedy czujemy w gardle gęstą gulę strachu? No przecież nie uciekniemy... Zmiany są po coś... Gdyby ich nie było zaskorupielibyśmy w bezruchu i przewegetowalibyśmy życie jak emocjonalne roślinki. A tak? Zyskujemy szeroki wachlarz możliwości. Naprawdę, tylko trzeba spojrzeć na tę straszną "nowość" pod innym kątem, a raczej pod różnymi kątami i odważnie spojrzeć na całą panoramę konsekwencji, jakie dana zmiana za sobą niesie. Nie bójmy się zaglądać w jej najczarniejsze kąty, bo zazwyczaj tam kryje się mnóstwo perspektyw i widoków na same pozytywy. Co to może być na przykład – otóż nowe umiejętności, nowe wyzywania... Może wyciągniemy jakaś nauczkę, która pozwoli nam zmienić sposób postępowania, albo cechy charakteru. Może, jeżeli kończy się nasz związek,  to tylko z korzyścią dla nas? Jeżeli wyrzucą nas z pracy – to może w nowej będziemy zarabiali lepiej? Albo będziemy mieli z niej więcej satysfakcji? Naprawdę – kombinacji jest bardzo wiele. Musimy tylko otworzyć się na zmiany i przekształcić model myślenia – zamiast zasklepiać się w czarnowidztwie, szukać w nim światła – ono jest tam zawsze. Tylko czasami rozjaśnia się blaskiem jakiś czas później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz