wtorek, 15 stycznia 2013

Klapki na oczy i w drogę!

Koszmarny dzień miałam wczoraj. Złapałam takiego niemożliwego doła, że tylko siłą przekory (i chyba przyzwyczajenia) nie rzuciłam wszystkiego w diabły i się nie poddałam. Zaparłam się i szłam jak ten koń z klapkami na oczach znaną sobie drogą. Wykonywałam te same czynności, które przybliżają mnie do Celu, ale jakoś tak wiary zabrakło. A na takie draństwo jest tylko jedna metoda. Zabić. Nie ma do tego niestety żadnego określonego narzędzia, ale w tym wypadku wystarcza obojętność i zagryzienie zębów. Tak jak wspomniałam, szłam jak ten koń i robiłam wszystko, byle nie rozglądać się na boki, bo tam widziałam same zasadzki. Tam czyhało na mnie ponure Zwątpienie i niecierpliwie przebierało nogami, by porwać mnie i wywieźć na manowce. Ale ja już trochę poznałam ten schemat. Wiem, że takie dni się zdarzają (oby tylko dni!) i nie wolno, NIE WOLNO się na tym skupiać. Wy sobie, Zwątpienie sobie. I chociażby nie wiadomo jak mocno pukało do waszego umysłu - NIE WOLNO GO WPUSZCZAĆ! I robić to, co robić należy. Nawet, jeżeli w danej chwili bez przekonania. Zakładamy klapki na oczy i w drogę. Znanym torem, pod górę. Powoli, ale w tym samym kierunku. Z trudem, ale uparcie. Jak Beduin :)  I tak to już jest, że najpierw idzie się pod wiatr, a potem z wiatrem :) Płynie się pod prąd, a potem z prądem. Nigdy nie zdarza się tak, że spotykają nas tylko przeciwności, pomoc też w końcu nadchodzi. W naszym życiu mija nas i jedno, i drugie. Tylko w zróżnicowanych proporcjach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz