Bardzo często myślimy o sobie w superlatywach, (nie
wspominam dziś o zakompleksionych osobach, które uważają, że wszystko robią
nie tak) i zachwycamy się sobą: ależ ja jestem super! No po prostu jestem gość!
Można na mnie polegać, wywiązuję się z danych obietnic, każdego pocieszę i
każdego rozbawię, no... raczej jestem lubiany... Znacie skądś ten schemat? W
zasadzie nie jest on taki najgorszy, pogłębia przecież poczucie własnej
wartości i dodaje wiary w siebie. Ale za to, kiedy tacy rozanieleni swoją doskonałością,
wychodzimy do ludzi, spotyka nas przykra niespodzianka... Jak oni nas wkurzają!
Tamten jest leniwy, ta spod trójki wciąż ma tłuste włosy, pani z pieskiem jest
wciąż naburmuszona, a kolega z pracy od trzech lat smęci, że zapisze się na
angielski, bo odstaje od reszty i mniej zarabia, ale nic, NIC, z tym nie robi!
No krew się w nas burzy i nóż w kieszeni otwiera. Myślimy sobie, jak oni mogą
się tak zaniedbać? Tak niszczyć sobie życie, nie szkoda im...? Ja, na ich
miejscu, to... I tu pojawia się zgubne czerwone światełko! My kontra Oni. Nasze
zalety przeciw ich wadom, nasze umiejętności przeciw ich słabościom, nasza
mądrość życiowa przeciw ich infantylizmowi. A prawda jest taka, że zazwyczaj
irytuje nas u innych to samo, co my mamy i z czym nie możemy się pogodzić.
Łatwiej przecież wytknąć innym, niż sobie, bo jest to bezbolesne i rozładowuje
frustrację na siebie samego. Na własne lenistwo, zaniedbanie, zacofanie,
egoizm, na własną impertynencję... Jak z tego wybrnąć? Może warto zapytać
siebie, DLACZEGO mnie to tak wkurza? Dlaczego wnerwia mnie fakt, że ktoś ma
tłuste włosy, może dlatego, że nic nie robię ze swoimi odrostami? Dlaczego do
piany doprowadza mnie, jeżeli ktoś nie dba o swój samochód, może dlatego, że
sama jeżdżę z pękniętym zderzakiem i wciąż zapominam wymienić wycieraczki?
Naprawdę warto chociaż spróbować takiej konfrontacji. Ja zaczęłam się tak sobie
przyglądać i zauważyłam wiele niefajnych porównań pomiędzy mną a osobami, przy
których trafia mnie szlag. Aż czasami mnie skręca i mówię do siebie: no
niemożliwe, żebym też taka była! A jednak – możliwe. I u mnie, i u was, nie ma
co się obrażać, tylko nałożyć nową farbę i wymienić zderzak :) Przełknąć
gorzką pigułkę i przyjąć jej lecznicze właściwości. W zasadzie to powinniśmy
być wdzięczni za to, że mamy wokół siebie takie emocjonalne krzywe zwierciadła
w postaci innych ludzi, bo możemy się w nich przeglądać i prostować swój
zniekształcony obraz. Złość na innych może zaowocuje pracą nad sobą.
Pocieszające jest też to, że irytują nas cechy, którymi my sami mogliśmy się
kiedyś "poszczycić", bo przypominają nam o tym, jacy byliśmy. Co może
też jest dobre, bo dzięki temu pilnujemy się, żeby nie wracać do starych
zgubnych przyzwyczajeń. Nie wiem tylko, jak to jest z pozytywami, czy takie
lustra działają w drugą stronę? Czyli, że te cechy, które podziwiamy u innych,
również posiadamy? A więc, może kiedy myślimy: O, chciałbym być taki zdolny,
albo: o, chciałbym być taki ambitny... to tacy jesteśmy? Zdolni i ambitni. Oby
to właśnie tak działało :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz