środa, 13 lutego 2013

Zmęczony samochodzik

Ból zmiany wszystko w nas wyrywa się, aby coś zmienić, aby wyskoczyć z niewygodnych ram wprost do przestrzeni osiągniętych celów. A mimo to jakiś przekorny ludzik wewnątrz naszego umysłu ciągnie nas za rękaw. My chcemy uciec przed marazmem, a codzienność chwyta nas kurczowo, byśmy jej nie uciekli... I powstają trwałe uszkodzenia w naszym postrzeganiu siebie i otaczającej nas rzeczywistości. Czujemy (niekiedy intuicyjnie), że do niej nie pasujemy, a jednak na tym dysonansie zazwyczaj się kończy. Czasami nasza podświadomość spina się w sobie i chce przebiec swój życiowy maraton, ale my skutecznie ją demotywujemy. Usadzamy w miejscu, uciszamy. Efekt jest taki, że nie dość, że męczymy się w nieosiągniętych celach, to jeszcze wszystko nas od tego boli. I chorujemy, bo jakoś musimy pozbyć się tej złej energii, którą wokół siebie wytwarzamy. To przypomina sytuację, w której samochód (przyjmijmy, że jest żywy)  ma długą trasę do przejechania i ze wszystkich sił stara się ją pokonać, natomiast kierowca boi się nieznanych widoków i ostro hamuje. Czuć swąd palonej gumy, w asfalcie tworzą się koleiny i powstają same zniszczenia. Samochód się poddaje i prychając zajeżdżonym silnikiem, staje pokonany, a kierowca ociera pot z czoła i cieszy się, że "kontroluje sytuację"... A jeżeli obok siedzi dopingujący go do tego pasażer, no... to już ta biedna chęć zmiany leży i kwiczy. A przecież wystarczy zrobić najtrudniejszą i jedynie najłatwiejszą rzecz na świecie. Wstać z kanapy i wyjść z domu. Do ludzi, których chcemy spotkać, do pracy,  której pragniemy i do życia, które nas woła. Mówi się, że najtrudniejszy jest pierwszy krok, mnie się wydaje, że mimo wszystko jest łatwiejszy, bo robimy go z podekscytowaniem (a nuż się uda!) i z nieświadomością, jak ciężki mamy przed sobą marsz. Natomiast każdy kolejny jest trochę trudniejszy, bo jesteśmy zmęczeni, bo wciąż nie doszliśmy, bo pamiętamy poprzednią erę pobłażliwego lenienia się ;)  Miejmy jednak świadomość, że trudny nie znaczy niemożliwy i uciszmy naszego wewnętrznego kierowcę :)
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz