Nasza
świadomość jest elastyczna, przyjmuje wiele bodźców, wspomnień
i reakcji. Elastyczna – nie znaczy jednak nierozrywalna i bez
emocji. Wprost przeciwnie, wszystkie nasze uczucia kumuluje w sobie i
albo przekształca na miłe wspomnienia, albo w pełne smutku i
wyrzutu projekcje. Jeżeli jakieś rany z przeszłości, lub z teraźniejszości, nie zostaną
wyleczone, to się... zabliźniają. Nie jest to jednak pozytywna
przemiana. Bo takie ślady rosną, pęcznieją, rozpychają się w
naszych myślach i zniekształcają relacje międzyludzkie. Krzywdy
wyniesione z dzieciństwa, niewytłumaczone spory, frustracja, która
jest wynikiem nieporozumień i błędnie odebranych impulsów... To wszystko się zapętla i utrudnia właściwe odbieranie faktów. To sprawia, że niekiedy niewinną uwagę odbieramy jako atak na siebie i stosownie do tego odczucia odpowiadamy. Akcja-reakcja, tyle że skierowana ostrzem w przeciwną stronę. Jeżeli nie wyleczymy zastałych przykrości, to one się nawarstwią i ich spiętrzenie bynajmniej nie będzie przypominało smacznego kołacza, tylko gorzkie zepsute jabłko. W dodatku z robakiem. Coś takiego w psychologii buddyjskiej nosi
nazwę węzłów, supłów, tworów wewnętrznych, które tworzą w naszej podświadomości (i ciele) szkodliwe napięcie. Są jak rak, który
zżera naszą psychikę i tworzy w niej toksyczne skupiska, potem przerzuca się na nasze działanie, na nasze zdrowie, na całą naszą rzeczywistość i dotąd gnębi, aż człowiek się podda, zwariuje, lub... wyleczy. Bo z takimi supłami można walczyć tylko w jeden sposób – cierpliwie je rozsupływać. Dochodzić do źródła bólu i leczyć go poprzez rozmowy, terapie, wyjaśnianie. I trzeba nauczyć się, aby w przyszłości takiego patologicznego patchworka już nie tkać, ale zawczasu schować warsztat i wszystko wyjaśniać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz