poniedziałek, 11 lutego 2013

Kanion Zwątpienia

Wpadłam ostatnio w dół Zwątpienia i bezproduktywnego, ogłupiającego Lenistwa. Co tam w dół. Wpadłam w wąwóz, a nawet... kanion. I ciężko było mi się stamtąd wydostać. Ściany były zbyt strome, by się po nich wspiąć i zbyt wysokie, żeby je przeskoczyć. A jednak się wyswobodziłam, bo wiedziałam, że za daleko już zaszłam, żeby po prostu w tym kanionie się rozsiąść. Poddać się i upaść bardzo boleśnie. Ale ja nie z tych, co się poddają. A więc wracam do walki :) I myślę, że mój kolejny zdradliwy kanion jest daleko - bo że się na niego natknę, to bardzo prawdopodobne.
Wstałam dziś w koszmarnym nastroju, z jakąś wewnętrzną pustką i poczuciem beznadziei. Znów wszystko odwracało swoją zmartwioną twarz ku początkowi mojej Drogi - wróciły stare lęki. A nie tam spojrzenie miało padać, nie wstecz! NIE WSTECZ! Należy pamiętać o punkcie wyjścia, o tym impulsie, który pchnął nas do marszu, ale nie wracać do tego punktu nigdy. Nie zerkać i nie macać natrętnymi wspomnieniami, tylko podnieść tyłek i iść naprzód. W swoim kierunku, swoim rytmem, ku swoim pragnieniom. A jeżeli się nie udaje? Wtedy trzeba iść dotąd, dopóki się nie uda. Pomimo upadków, otartych kolan, albo... połamanych nóg. Aż w końcu się dojdzie. Bo nie ma innego... wyjścia ;) Miłego dnia Wam wszystkim życzę, a zawłaszcza tym, którzy teraz płaczą w swoich własnych kanionach.
A to kamieniołom w Strzegomiu i...
 

 silny kwiatuszek na jego dnie :) Jest nadzieja? Jest :)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz