wtorek, 23 kwietnia 2013

Ważny dzień :)

Dziś wykonałam kolejny krok do mojego Celu. Ufff, ten jeden z ważniejszych, więc jestem podekscytowana, bo nie wiem, co z tego ruchu wyniknie. Po prostu obudziłam się i pierwszą moją myślą było: nadszedł właściwy czas :) I już. Co będzie, zobaczę, ale śmiercią nie grozi, więc wystartowałam i dumna jestem, że przeskoczyłam kolejną przeszkodę :) I nawet nie bolało :) Bo siedzieć w marazmie nie jest przyjemnie, ale nogi z niego wyszarpnąć  i dźwignąć zanurzone cielsko to też niełatwa zabawa, ale kto powiedział, że jesteśmy na tym świecie po to, żeby każdego dnia tonąć w uciechach – tych zmysłowych, estetycznych i intelektualnych ;)  Trzeba się wysilić :) Stoję już w takim miejscu, że cofnąć się do starego życia nie mogę – bo nie potrafię, a nie dlatego, że nie chcę. To wbrew pozorom duża różnica, bo pokazuje, że wyrobił się we mnie odruch marszu, że już bezwiednie kroczę do Celu, zamiast z założonymi rękoma siedzieć na kanapce. Owszem, to nie jest tak, że dzień w dzień pędzę przed siebie z wywieszonym językiem i ocieram pot z czoła, tylko stawiam mniej lub bardziej śmiałe kroki – zależnie od nastroju, możliwości i potrzeb, ale... stawiam je każdego dnia i w tym tkwi moja siła. Mało tego, wyrobiłam w sobie nowy nawyk codziennego dbania o to, by do Celu chociaż odrobinkę się przybliżyć. Nie są to już bezładne skoki – w tym tygodniu kroczek, a w następnym drugi, tylko codzienne dreptanie do przodu :) To zwiększa efektywność, stymuluje umysł do ciągłego działania i daje przyjemne poczucie kontroli. Działa na tej samej zasadzie, co ćwiczone ciało. Na początku jest bunt lenistwa przeciwko wysiłkowi, potem pojawiają się zakwasy, następnie przychodzi czysta radość z fizycznego ruchu, czujemy się lżejsi, szczęśliwsi i zdrowsi, no... a potem widzimy efekty :)  

A to Safira :)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz