sobota, 13 kwietnia 2013

Na strychu przyzwyczajeń

Nigdy więcej już tego nie zrobię! zarzekamy się. Nie będę więcej palić, obżerać się słodyczami, dawać sobą pomiatać, pozwalać się bić, ranić innych i obgadywać kolegów. Już nigdy więcej nie złamię danego sobie słowa. Już nigdy więcej nie stracę nad sobą panowania. Tysiące "nigdy więcej" rozpala nas jak afrodyzjak, a potem gaśnie jak zastygły płomień. "Nigdy więcej" daje nam tymczasową radość i złudny spokój, że jednak pracujemy nad sobą i uczucia te tkwią w nas do tego destrukcyjnego momentu, gdy "nigdy więcej" przeskakuje w "dziś już ostatni raz", a potem płynnie przechodzi na "od jutra".   Ale, ale... dobrze wszyscy wiemy, że "nigdy więcej" wcale nie oznacza, że... "nigdy więcej". To po prostu nam nie wychodzi, nie działa, nie zdaje egzaminu.  Nie dajemy rady, ponieważ naszym "nigdy więcej" nie zapewniamy sukcesu. No bo co włożymy w  miejsce tego, czego nigdy więcej ma nie być?  Zostawimy pustą plamę? Wyrwę w czasie, myślach, działaniach? Jeżeli zakładamy, że nigdy więcej nie będziemy się obżerali, to co zrobimy w zamian? No bo przecież jedzenie zajmowało czas, ręce, myśli, a co teraz? Jeżeli zakładamy, że nigdy więcej nie pozwolimy na to, aby ktoś nas skrzywdził, to co zrobimy, gdy taka sytuacja nadejdzie? Damy krzywdzącej osobie  w twarz? Będziemy wołać o pomoc, modlić się, prosić ją, by przestała, czy stanowczo mówić, że tym razem to nie ze mną te numery? No właśnie co zrobimy zamiast "nigdy więcej"? Musimy to wiedzieć, bo jeżeli nie przygotujemy zawczasu umysłu do konkretnych zamienników, to on spokojnie pójdzie drogą, którą zna. Jak ten koń z klapkami na oczach. I tak, podczas rozmowy z koleżanką machinalnie zjesz całą tabliczkę czekolady, a w domu poprawisz ciastkami, no bo skoro pochłonęłaś niezliczone ilości słodkiego magnezu, to czemu nie dopchnąć upieczonymi jajkami, cukrem pudrem i mąką? Przecież mamy w zanadrzu magiczną opcję "od jutra". Natomiast, jeżeli pomyślimy sobie: o, zamiast schrupać torebkę karmelków, wypiję szklankę wody, marchwiowego soku, czy yerba mate... Każdy z nas musi dostosować do swoich "nigdy więcej" alternatywną trasę. Każdy z nas musi przygotować plan awaryjny i w odpowiednim czasie  zanim złapią nas macki białego cukru wypić szklankę marchwiowego soku... Po pewnym czasie, raczej dosyć długim, nasze stare szkodliwe nawyki pójdą na strych – i nie mówię tu o spychaniu do podświadomości! – gdzie zarosną kurzem i pajęczynami :) Nie są nam potrzebne. I nigdy nie były.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz