Udało się, udało, udało! :) Moje Ważne „Niewykonalne”
Zadanie zostało zakończone. Uff… A męczyłam
się z nim zdecydowanie za długo. Ale podjęłam decyzję, że w środę (czyli dziś) to
draństwo ubiję. Wczoraj wieczorem zaczęłam
już się denerwować, a dzisiaj obudziłam się koszmarnie zniechęcona.
Wstałam ciężko z łóżka, zrobiłam kawusię, śniadanie… Po śniadaniu cynamonowe ciasteczko na poprawę nastroju i… Nic. Ciasteczko nie pomogło (co zresztą jest
zrozumiałe) i obrzydzenie do mojego zadania wzrastało w drastycznym tempie. Byłam
po prostu chora ze wstrętu. Zrobiłam sobie jedno pranie, drugie, poszłam po
zakupy, zastanawiałam się nad umyciem podłóg… Rozumiecie schemat działania? Odkładanie. Kosmata łapa Zwlekania dziś przeszła samą
siebie, a ja się jej poddałam. Wpadłam w
panikę, że nie dam rady, że mi się nie uda, że… Na szczęście mój bojowy rozsądek podpowiedział
mi usłużnie, że jeżeli zmarnuję dzisiejszy dzień na głupoty, to sobie tego
nie wybaczę. Machnęłam ręką na mopa,
schowałam głęboko sudoku, zamknęłam Internet, usiadłam do biurka… I nic. W
głowie wciąż czarna pustka, a popłoch rozsiadł się nie tylko w prawej, ale i
lewej półkuli… Poszłam zrobić sobie
herbatę i wzięłam kilka głębokich oddechów… Weź się w garść, Ewka – motywowałam
siebie. – Żeby dojść, trzeba iść. Trzeba iść.
Trzeba IŚĆ! I wtedy wpadłam na pomysł,
że trochę przechytrzę swoje podstępne Zniechęcenie. Spryskałam się ulubionymi i
drogimi perfumami, włączyłam dobrą muzykę,
zapaliłam świeczkę – jednym słowem, zrobiłam sobie miły klimat – i siadłam do
biurka. I… nagle nieumyte podłogi przestały istnieć, obiad mógł poczekać,
wszystkie drobniejsze czynności wcisnęłam kosmatej łapie w zęby i zabrałam się
do pracy. I… Wygrałam. No bo kto to
myślał, żeby jakieś kosmaty łapy wchodziły nam w życie ;) To przecież my nad
nim panujemy, a nie one, prawda? :)
I podsyłam Wam zdjęcie Safiry - mojego nieocenionego pomocnika :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz