sobota, 17 listopada 2012

Leniwiec na uwięzi

Dzisiaj będzie o zwlekaniu...
Otóż, lenistwo to nic innego, jak zwyczajne zwlekanie ;) Prawda, że brzmi lepiej? Nie powiemy: Nie zrobiłam tego, bo jestem śmierdzącym leniem, tylko powiemy z godnością: odłożyłam to na jutro. To tak jak z dachowcami, niby najzwyklejszy kot, ale za to (oho!) rasy europejskiej :) Nie powinniśmy jednak cieszyć się z tych językowych sztuczek, bo sens przecież pozostaje ten sam. Odłóżmy więc estetyczną nomenklaturę na półkę i zamiast rozczulać się nad naszym leniwym zwlekaniem, weźmy się do roboty. Nazwijmy rzeczy po imieniu, bez zbędnych ozdobników, i przyznajmy przed sobą, że nie zrobiliśmy tego, bo nam się nie chciało! I jeżeli obrażony tym brakiem szacunku leniwiec wciąż będzie zapierał się wszystkimi łapami, to pokażmy mu, kto tu naprawdę rządzi. Bo życie mamy jedno, a wymówek tysiące.
Dlaczego odkładamy na później? Dlaczego zwlekamy? Bo łudzimy się, że nasz czas cierpliwie na nas poczeka. A to jest nieprawda. Stracony dzień jest zawsze straconym dniem i nie wróci już NIGDY! Czas pędzi przed siebie, a my mamy do wyboru: albo pędzić wraz z nim świadomie i w wybranym przez nas kierunku, albo być przez niego brutalnie wleczonym. Ciągle odkładamy coś do jutra, albo (a to już najgorsze) na od poniedziałku, od nowego roku, od... No właśnie. Ile przeżyliśmy w naszym życiu tych magicznych "od"? Ciągle nam się wydaje, że nic nikomu się nie stanie, jeżeli do odkładanej rzeczy wrócimy jutro, za pół roku, za rok, za... nigdy. Otóż to -  nasze ciągłe "od" nie wiedzieć kiedy zamienia się w "nigdy"... Może i nie brzmi tak strasznie, ale  wyobraźmy sobie, że wciąż odkładamy wizytę u swojej babci. Babcia mieszka daleko, albo nawet bardzo blisko, ale  my przecież mamy zajęcia na uczelni, albo randkę, pracujemy, albo oglądamy film... I nagle okazuje się, że babci już nie ma, umarła. Wtedy to nasze "nigdy" staje się nieodwracalną tragedią, prawda? Oczywiście, może trochę przesadzam, ale czy na pewno? Ciężar naszego "nigdy" zależy od ciężaru jego znaczenia, priorytetu i możliwości wyboru... Jutro zawsze nadchodzi i przemienia się w dziś, ale dziś przemienia się w jutro, więc - jeżeli nie weźmiemy się naprawdę w garść, to nasze hipotetyczne jutro przeminie na zawsze.
Mam nadzieję, że Was nie zdołowałam... A jeżeli tak, to... jutro będzie lepiej :) Głowa do góry i pchamy naprzód nasz wózeczek życia. Żwawo i z uśmiechem :) Bez żadnych “odjutrów”.

1 komentarz:

  1. Nigdy nie wiemy co jest jutro. I czy w ogóle jest jutro dla nas albo dla kogoś innego... Bardzo mądrze Pani Ewo!

    OdpowiedzUsuń