piątek, 24 maja 2013

Cenny minimalizm wsteczny

Czasami z płaczem wspominamy coś, co skończyło się bezpowrotnie. Żałujemy straconego zdrowia, z rozpaczą przypominamy sobie ostatnie słowa lub gesty ukochanej osoby. Z przerażeniem i bezradnością stajemy przed faktami dokonanymi: coś odeszło na zawsze, coś się przerwało, zniknęło, zepsuło. Straciliśmy pracę, której nie znosiliśmy i drżymy ze strachu: co teraz zrobić, z czego żyć? i ze zdziwieniem stwierdzamy,  że wiele byśmy dali, żeby do tej pracy wrócić, dostać pensję, stabilizację, pewność jutra...  Narzekamy dzień w dzień na żonę (albo męża), aż tu nagle trach – zdradziła nas, albo ciężko zachorowała, rwiemy wtedy włosy z głowy i marzymy o tym, by wszystko wróciło do normy, by było tak jak kiedyś, niechby sobie gadała, ale żeby była przy nas...  Nie chcę sprowadzać tego posta do nieśmiertelnego "śpieszmy się kochać ludzi...", mam raczej na myśli ogół naszego życia, a nie tylko relacje z bliskimi. Bardzo często nie doceniamy podstawowych rzeczy: że mamy dwie sprawne nogi, że możemy świadomie odbierać rzeczywistość, że nie musimy po nikim płakać, że mamy możliwość wolnego wyboru. O tym, że pewne rzeczy, chwile, doznania były niezwykle cenne, chociaż prozaiczne, dowiadujemy się dopiero wtedy, gdy je tracimy. Nagle się okazuje, że taki minimalizm całkowicie nam wystarczał mało tego, uszczęśliwiał nas, sprawiał, że czuliśmy się bezpieczni, kochani, spokojni. Łapiemy się na tym, jacy to kiedyś byliśmy bogaci i bynajmniej nie chodzi nam o dobra materialne. To tak jak z tym szlachetnym zdrowiem, które się zepsuło. Nie narzekajmy więc każdego dnia na to, że znowu trzeba wstać, bo są tacy, co wstać nie mogą. Nie fochajmy się, że musimy sprzątnąć mieszkanie, bo niektórzy śpią w kartonach. Nie bluzgajmy na nas samych, że jesteśmy idiotami, beznadziejnymi głupkami, bo może stać się i tak, że na starość nie odróżnimy łyżki od talerza. Owszem, są dni, w których wszystko nas dołuje, irytuje, mamy ochotę tylko na narzekanie, bo przecież wszystko jest do d..y, ale niech to będę dni, a nie miesiące czy lata :) I niech takie narzekanie będzie raczej odstępstwem od normy, a nie cechą określającą nasz stosunek do życia :) Szanujmy fakt, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy i pracujmy nad sobą, żeby poprawić niedociągnięcia. Doceniajmy to dobro, które mamy wokół siebie i sięgajmy po więcej. No i cieszmy się życiem, bo ono przemija, a jest przecież takie wspaniałe, szkoda marnować go na narzekanie ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz