niedziela, 11 sierpnia 2013

Remonto finito ;)

Remont skończony – trochę to trwało, bo a to czasu nie było, a to pieniążka zabrakło, a to choróbsko zapanowało w moim domu, wiecie, jak jest. Na szczęście to już za mną. Teraz wszędzie jest świeżo i czysto :) Meble stoją na swoim miejscu, a nie stłoczone na środku pokoju, a pędzle i puszki farby zniknęły z pola widzenia :) Jeżeli myślicie, że ten czas domowej rozpierduchy spędziłam na przyglądaniu się fachowcom, to się głęboko mylicie ;) Fachowców nie było, bo praca własnych rąk kosztuje tylko tyle, ile zakupione materiały :) Pomagałam więc dzielnie we wszystkim. Kułam pęknięcia w ścianach, rozrabiałam gips (konsystencja taka, jak na maseczkę z glinki marokańskiej), gipsowałam, szlifowałam, kładłam grunt i malowałam. Ściany nie są w ciapki, zacieków nie ma, farba rozłożona profesjonalnie – można uznać, że mam nowy fach w ręku :))) No i nie powiem, całkiem miło było patrzeć, jak pięknieje mieszkanie. No i satysfakcja, że tamte dziury skułam ja :) Przy tamtym kącie w kuckach i wypiekami ze zmęczenia ścierałam grudy gipsu, żeby było gładko. Poprzeczne mięśnie brzucha pracowały aż miło, ramionka nabrały muskułów, sztuka balansu przyswojona, jednym zdaniem – domowy fitness z elementami jogi, kulturystyki i sportów ekstremalnych (drabina) ;) Proszę, wszędzie można znaleźć dodatkowe plusy!

A taką dziurę "znalazłam" pomiędzy oknami w kuchni.

 

A tutaj "troszeczkę" uszkodzony róg w przedpokoju po skuciu pęknięcia:



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz